poniedziałek, 29 października 2012

Na dietę z UŚMIECHEM marsz!



I nadszedł ten dzień. Weszłam na wagę... Nie była zepsuta... niestety!
Aaaa!!! Jak to się stało, że przybyły mi trzy kilogramy?! Chyba nie dlatego, że od czterech tygodni nie ćwiczę? I przecież raczej nie z tego powodu, że moja przyjaźń z kolegą Grycanem (głównie wersja Straciatella, 500ml) weszła na wyższy stopień zażyłości???




Nie ma co zaprzeczać faktom - jest mnie nieco więcej tu i ówdzie (szczególnie ówdzie jest to denerwujące ;) Zatem decyzja zapadła: dieta. Ale dieta musi być fajna, różnorodna pyszna i dopasowana do naszej śnieżnej jesieni. Mój wybór padł na... werbel! - zupy! Fanfary!!! :))



Decyzja o diecie zupowej bardzo mnie ucieszyła, bo wiadomo, że dobra zupa nie jest zła :) Pomysłów na znakomite, przeyszne zupy jest mnóstwo. Do tego jest to faktycznie samo zdrowie - dużo warzyw, może być i mięso, i ryba, pożywne, rozgrzewające. Będę więc je gotować, nosić ze sobą do pracy i podjadać na kolację.

Zupy oczywiście muszą być bez żadnych kostek rosołowych, vegety, maggi, czy innych środków samobójczych. Żeby ułatwić sobie to zadanie dziś gotuję rosół (poniżej przepis), który podzielę na porcję i pomrożę w woreczkach. Będę miała błyskawiczną i mega zdrową bazę do zup na bulionie :)

Przy śniadaniu zostaję wierna mojemu boskiemu musli. A Grycana zastąpią ryżowe krążki z mascarpone i dżemem bezcukrowym (słodzonym sokiem jabłkowym). Oczywiście wracam też do ćwiczeń.
Hej, wredne trzy kilogramy, drżyjcie! - jesteście zgubione! ;)



Do wykonania bulionu/ rosołu potrzebujemy:

- rosołową porcję kurczaka
- 5 marchewek
- 2 pory
- 3 pietruszki
- cebula
- kawałek selera
- 3 ząbki czosnku
- przyprawy: lubczyk, ziele angielskie, liście laurowe, ziarenka pieprzu, sól

W dużym garnku porcję mięsa zalewamy zimną wodą i wstawiamy na maleńki ogień. W trakcie podgrzewania regularnie pozbywamy się szumowin. Do powoli gotującego się wywaru dodajemy warzywa (cebulę można podpiec w piekarnkiku) i przyprawy (3 ziarenka ziela, 2 listki laurowe, kilka ziarenek pieprzu). Gotujemy na wolnym ogniu 2, czy nawet 3 godziny. Wiem, wiem, że długo, ale na szczęście nic nie trzeba przy tym robić, samo się gotuje :)
Na koniec gotowania warzywa powinny być już całkiem miękkie, wtedy też solimy do smaku.
Gdy wystygnie, odcedzamy i przelewamy do woreczków do mrożenia i zamrażamy.  Oczywiście trochę można też zjeść ;) Ja lubię z dużą ilością wkrojonej marchewki. Strandard, ale zawsze pycha!


5 komentarzy:

  1. Zdrowa dieta nie jest zła ;) Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. fajne! też jestem zwolenniczką zdrowej kuchni i nie spędzania życia w kuchni jak się nie lubi:D ja lubię, więc mogę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też lubię kolegę Grycana:),ale Bakaliowego :)
    Powodzenia, 3 kilo to pesteczka:)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, Droga Gościówo, i co o tym sądzisz?
Koniecznie daj nam znać :)